Jak pokazuje Aleksander Fredro, oboje mogą być winni utraty zaufania, mogą zdradzać, być pozorantami. I czy coś się współcześnie zmieniło?
Pozostawiamy to pytanie w zawieszeniu, nich każdy sobie na nie odpowie. A my tylko podzielimy się naszymi wrażeniami po spektaklu „Mąż i żona” w Teatrze im. W. Siemaszkowej w Rzeszowie.
Na przedstawienie udaliśmy się z młodzieżą z projektu WOOD SZCZĘŚCIA w partnerstwie COOLturalny Team.
W odpowiedni nastrój do delektowania się sztuką wprowadziliśmy się pyszną kawą i słodkościami w kawiarni, a później już tylko wygodny fotel, cisza i widok na widownię. A na tej mimo niedużej obsady wiele się działo. Błyskotliwe dialogi, nieoczekiwane intrygi i przewrotne relacje między bohaterami sprawiły, że publiczność żywo reagowała. Chociaż dla niektórych był także minus, bo oryginalny fredrowski, a zarazem archaiczny język sztuki wymagał skupienia i uwagi by wysupłać z niego to co autor miał na myśli.
Mimo to dzięki grze aktorskiej na 1,5 godziny przenieśliśmy się do jednego z dawnych salonów z jego wystrojem, mieszkańcami i zwyczajami. Salonu hrabiego Wacława i jego żony Elwiry, uwikłanych w niemożliwe wprost intrygi.
Czas tam spędzony lekki, dynamiczny i pełen humoru.
Jeden z uczestników tak to podsumował: „Ten spektakl bardzo przypomina mi turecką telenowelę, bo jest tyleż samo intryg i miłosnych perypetii.”













0 Comments